„Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, zaczął Go pytać: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę»" (Mk 10, 17-19). Słowo Boże z dzisiejszej niedzieli pragnie zwrócić naszą uwagę na właściwe relacje między człowiekiem (serce-sumienie) a mądrością i bogactwem, oraz na ich konsekwencje w naszych codziennych wyborach w duchu wiary.
Miłość małżeńska jest jedną z wielkich tajemnic życia. Kobieta i mężczyzna mają tę samą ludzką naturę, są sobie równi, odczuwają wzajemny pociąg do siebie i dopełnienie pod względem fizycznym i duchowym, mogą i chcą żyć ze sobą w małżeństwie. Miłość małżeńska powinna być darem z siebie samego, wzajemnym oddaniem i służbą sobie nawzajem.
Zwykle powtarzamy, że w kościele nie powinno być polityki. I jest w tym wiele prawdy, bo kościół powinien służyć przede wszystkim służbie Bożej. ... Kościół jest wspólnotą ludzi wierzących w Chrystusa: ludzi świeckich, zakonników, duchowieństwa... Czy sam fakt bycia wierzącym (nawet kapłanem) od razu oznacza zakaz uczestniczenia w życiu publicznym, brak możliwości np. kandydowania na jakiś urząd? Oczywiście, że nie, gdyż byłaby to dyskryminacja (inna sprawa, że z taką dyskryminacją mamy do czynienia nie tylko np. w krajach muzułmańskich, ale i w niektórych krajach demokratycznego Zachodu). Kościół – jak każda instytucja i każdy obywatel – z racji swej misji ma więc prawo i obowiązek zabierać głos publicznie (!), ma prawo dbać o wyznawane wartości, nie zgadzać się ze zdaniem innych (nawet jeśli są demokratycznie wybraną władzą).
Jezus wysyła swoich uczniów, aby inni ludzie mogli poznać prawdziwe oblicze Ojca. Jego misją było głoszenie królestwa Bożego i ukazanie innego – prawdziwego oblicza Ojca. Dziś podobne zadanie i wezwanie może wydawać się niepotrzebne, bo przecież żyjemy kilka wieków później. Jesteśmy bogatsi o wiedzę i doświadczenie. Tak by się mogło przynajmniej wydawać. Ale życie i realizm mówią nam coś innego. Dziś świat, drugi człowiek potrzebuje świadectwa – mojego i twojego świadectwa – może nawet bardziej niż w początkach wspólnoty Kościoła.
Kto ma nadzieję, żyje inaczej, bo Bóg podarował mu nowe życie. Tam, gdzie płonie jeszcze mały płomyk nadziei, tam przecież widać już światło nieba. Myślę, że te słowa, jeśli odniesiemy je do naszego życia, dadzą nam ufność i nadzieję, którą daje nam Bóg. I ta nadzieja na pewno pomoże nam odnaleźć miłość do Boga. O takiej nadziei wspominał św. Alfons Maria Liguori, założyciel redemptorystów. „Doktor najgorliwszy” pisał: Nadzieja sprawia, że rośnie miłość, a miłość sprawia, że rośnie nadzieja. Z pewnością nadzieja w Boską dobroć sprawia, że rośnie miłość ku Jezusowi.
Kościół jako budynek jest znakiem obecności Boga, pośród swego ludu. Kościół nazywany jest inaczej świątynią – miejscem uświęconym przez Bożą obecność. Kościół jest wreszcie miejscem spotkania Boga z człowiekiem. Kościół jest znakiem, że spełniło się słowo wypowiedziane przez usta proroka Izajasza – tego słowa o Emmanuelu, Bogu pośród nas (por. Iz 7, 14-16; Mt 1, 23).
... Od momentu naszego chrztu jesteśmy Kościołem. ... Jezus w dzisiejszej Ewangelii pokazuje nam, że jeśli innych do Niego przyprowadzamy, wówczas także my sami zbliżamy się do Niego. To najszybszy sposób na to, aby być blisko Jezusa. Myślę, że często o tym zapominamy. Od momentu naszego chrztu jesteśmy Kościołem. Kościół to nie tylko księża, to wszyscy wierzący, wszyscy ochrzczeni. Kościół jest taki, jakimi my jesteśmy. Chrystus posługuje się słabymi ludźmi przynależącymi do Kościoła, aby innych do Niego przyprowadzić. Kościół jest taki, jakie jest moje i twoje życie. Zmieniając swoje życie, zmieniamy Kościół.
Czy ze śmiercią rzeczywiście nie można wygrać? Czy ktoś kiedyś wygrał ze śmiercią? Ewangelia, którą przed chwilą usłyszeliśmy, daje nam odpowiedź na te pytania. Tak – ze śmiercią można wygrać. Ukazał nam to Jezus Chrystus. Choć wszystko wydawało się przegrane, bo Jezus na krzyżu wyzionął ducha i został pochowany w grobie, to jednak po trzech dniach przyszło zwycięstwo. Tym zwycięstwem jest zmartwychwstanie Jezusa. Śmierć po raz pierwszy została pokonana.
Przeżycia związane ze śmiercią bliskiej osoby są często tak bolesne, że musi minąć dużo czasu, by można było wrócić do normalności. Ci, których to zdarzenie najboleśniej zraniło, potrzebują sporo uwagi i troski, nawet kiedy twierdzą, że ze wszystkim sobie doskonale poradzą. Często potrzebna jest nawet pomoc kogoś z zewnątrz – księdza lub psychologa. W uporaniu się z żalem i bólem po stracie kogoś bliskiego nie pomaga ani milczenie, ani cisza, bo przecież one nie wypełnią pustki. Gdzie w takim razie w tych momentach, które każdy z nas przeżywał lub będzie przeżywał, mamy szukać nadziei?
Tylko droga, która prowadzi do Boga jest drogą właściwą. Dobrze o tym mówi film gruzińskiego reżysera Tengiza Abutadze pt. „Pokuta”. Akcja filmu toczy się w czasach Związku Radzieckiego. Jeden z komisarzy komunistycznych chce zburzyć zabytkowy pochodzący z IV wieku kościół Najświętszego Zbawiciela. Mimo protestów mieszkańców miasta, kościół zostaje wysadzony w powietrze, a jego obrońcy zesłani do łagrów. Film kończy się powracającym ciągle motywem kościoła. W jednej ze scen staruszka, która powróciła z łagru pyta: „Czy jest tu ulica Zbawiciela?” Gdy słyszy, że ta ulica została zamieniona na ulicę Lenina, zapytuje ponownie o to, czy prowadzi ona do kościoła. Słysząc odmowną odpowiedź, stwierdza: „Cóż to za droga, co nie prowadzi do kościoła?”.