Przez swoistą pokusę bezdomności przeszedł Piotr i Apostołowie, gdy patrzyli, jak od Jezusa odchodzą ludzie nakarmieni cudownie. Czy i wy chcecie odejść? – pytał Jezus. Panie, do kogóż pójdziemy, Ty masz słowa życia wiecznego. ... Jeśli ma być w nas pokusa bezdomności – to tylko w znaczeniu: „tam w niebie ojczyzna jest ma!” Jeśli ma być w nas pokusa bezdomności – to w znaczeniu: „nie mamy tu na ziemi trwałego miejsca”. Jeśli ma być w nas pokusa bezdomności – to w znaczeniu: „jestem wędrowcem zdążającym do Ojca domu”.
To Jezus zaspokaja potrzeby ludzi, ale – jak podkreśla papież Franciszek – pragnie On uczynić każdego z nas konkretnie uczestnikami swojego współczucia, dlatego każdy zaproszony jest do tego, by podzielić się tym, co ma, nawet jeśli nie ma tego dużo. A Bóg, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich (por. Ef 4, 6), z naszych braków i niedostatków – jeżeli potrafimy i chcemy się nimi dzielić – uczyni „nadmiar”, który z naddatkiem zaspokoi nasze potrzeby. Otrzymamy więcej, niż moglibyśmy się spodziewać.
Uroczystość św. Alfonsa Liguori to dla wszystkich redemptorystów bardzo ważny dzień. Nie tylko dlatego, że to okazja do świętowania i uczczenia wielkiego świętego, doktora Kościoła określanego przydomkiem „najgorliwszy”, ale to przede wszystkim okazja do tego, by po raz kolejny przypomnieć sobie to wszystko, czego św. Alfons dokonał. To okazja do tego, by umocnić się jego niezwykłą odwagą i zapałem w głoszeniu słowa Bożego wszystkim ubogim i opuszczonym. Spróbujmy więc spojrzeć na życie św. Alfonsa w sposób nieco odmienny od powszechnego – popatrzmy na jego życie jego oczami. W jaki sposób św. Alfons Liguori mógłby mówić o sobie dzisiaj? Oddajmy mu głos.
Bóg ma swój własny czas i sposób objawiania człowiekowi siebie, swojej miłości. Każdy człowiek prowadzony jest przez Ducha Świętego inną do drogą do poznania i przyjęcia tej miłości. Dla jednych będzie to droga spokojna, rozwijająca się od dzieciństwa. Wiara jest w ich życiu niejako „od początku”, „od zawsze”, przekazana wraz ze słowami, a przede wszystkim przykładem rodziców, dziadków… Edyta Stein, bo tak nazywała się z domu, córka Izraela, urodzona we Wrocławiu. Wychowana w wierze przodków – ale szybko okazało się, że wiara ta nie stała się dla niej ową życiodajną rzeką, która określałaby kierunek i nadawała sens jej życiu.
Liturgia słowa dzisiejszej niedzieli przekazuje nam dwa niezwykłe wydarzenia, w których dokonuje się rozmnożenie pokarmu. Zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie, Bóg wychodzi naprzeciw człowiekowi, zabezpieczając jego podstawowe potrzeby. To, o co my dziś prosimy w „Modlitwie Pańskiej”: Ojcze nasz, (…) chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj, dokonuje się mocą Boga i za czasów Elizeusza i Jezusa. Również dziś może się to dokonywać, ale do tego potrzeba zaufania. Dziś trzeba wzywać Boga, by dokonał cudu przemiany ludzkich serc, by znaleźli się ludzie dobrej woli, którzy podejmą wszelkie wysiłki i starania, aby ograniczyć i całkowicie zakończyć światowy głód chleba.
Każde pokolenie musi zbierać plon nie tylko z zasiewów cudzych, czyli poprzednich pokoleń, ale i własnego. To zaś domaga się rozpoznania wartości czynów oraz przyjęcia za nie odpowiedzialności. Jaka byłaby reakcja, gdyby dziś prorok Ezechiel wygłosił Bożą zapowiedź: Gdy zetrę ich serce wiarołomne, które Mnie opuściło, i oczy ich nierządne, rozglądające się za bożkami, wtedy będą żywili odrazę do samych siebie? Jaka byłaby reakcja w tych czasach tak wielkiej relatywizacji dobra i zła, prawdy i fałszu, wierności i zdrady! Dziś, gdy człowiek bardziej boi się nazywania czegoś grzechem niż samego popełnienia grzechu. I bardziej boi się wyraźnej granicy między prawdą i fałszem niż samego kłamstwa. Jest to wyraz niedojrzałości.
Święto dzisiejsze i czytania liturgiczne prowadzą nas do szczególnych widzeń, jakie stały się udziałem czy to Daniela, czy to trzech wybranych apostołów. Daniel w proroczej wizji dostrzega Boga, który przekazuje władzę Synowi Człowieczemu, a jednocześnie jest tu zapowiedź, że to panowanie będzie trwać wiecznie. Nie trzeba szczególnego wysiłku intelektualnego, by zauważyć, że Jezus chętnie stosuje do siebie określenie „Syn Człowieczy”, zwłaszcza wtedy, gdy mówi o swojej męce i zmartwychwstaniu. Dostrzeżemy więc bez trudności łączność między Starym a Nowym Testamentem, a raczej wypełnianie się zapowiedzi starotestamentalnych w Jezusie Chrystusie.
W dzisiejszych czasach ciężko jest nam zrozumieć pragnienie chleba. Nie rozumiemy do końca, co to znaczy „brak chleba”. Bowiem w dzisiejszych czasach znajdziemy dziesiątki rodzajów chleba: biały, czarny, duży, mały itd. Wystarczy wejść do pierwszego lepszego supermarketu ... Może dlatego właśnie słowa Jezusa o chlebie życia nam także spowszedniały. Nie rozumiemy ich sensu. Przyzwyczailiśmy się bowiem, że i ten chleb życia dostępny jest dla każdego niemal w każdym dogodnym momencie. Przyzwyczailiśmy się do tego, że w każdym kościele pracuje kilku księży, że Msza Święta odprawiana jest co godzinę. Przyzwyczailiśmy się do tego, że można wybierać kościół, do którego pójdzie się na Mszę Świętą, oraz wybrać sobie godzinę, która będzie najwygodniejsza.
Czy jestem coś wart? Czy jestem ważny zwłaszcza wtedy, gdy doświadczam bezsilności i wydaje się, że nie znajdę już siły, by nadal walczyć? A czy w ogóle warto walczyć? Te lub podobne pytania powracają jak bumerang, gdy mierzymy się z takimi czy innymi kryzysami. Oczywiście kryzysy bywają różne i różne bywają zarówno kluczowe pytania kryzysowe jak i drogi wyjścia.
„Ten, kto kocha swoje życie traci je, a kto nienawidzi swojego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne" (J 12, 25). Czy jesteśmy jeszcze dzisiaj w stanie zrozumieć tę prawdę, o której mówi do każdego z nas Jezus? Myślę, że tak, ale potrzeba nam wewnętrznego nawrócenia, które musi dokonać się w każdym z nas. Spojrzenia nieco dalej i zobaczenia tego, że nasze życie nie kończy się na moim dobrobycie, wygodzie, dostatnim życiu. Nasze życie nie kończy się na zdobywaniu wartości materialnych, ale ma być nieustannym zdobywaniem wartości wiecznych.