Cierpimy jak ta ewangeliczna kobieta na krwotok, może nawet od wielu już lat. Boimy się – my, grzesznicy – duchowo dotknąć innych, bo zostaliśmy skrzywdzeni lub nie mamy nadziei, że to cokolwiek jeszcze zmieni. Dziś, w czasie tej Mszy św., w konfesjonałach ustawionych w naszych kościołach, jest Jezus. Nie zważając na tłum, możemy podejść i dotykając się choćby Jego płaszcza – tj. przyjmując święte sakramenty – możemy zostać uzdrowieni.
Słowo nam dziś odczytane, zwłaszcza pierwsze czytanie, prowokuje do myślenia bardzo poważnego. Musimy stanąć w prawdzie i spojrzeć na siebie, czy gotowi jesteśmy przyjąć to słowo jako „własne”. A może będziemy próbować podążać ścieżką dawnego Izraela, który wolał iść swoimi własnymi drogami, niż przejmować się Bogiem Jahwe oraz Jego słowem głoszonym przez proroków? Łatwiej im było iść z duchem czasu i okoliczności, niż stawać w obronie swojej wiary, czci Boga oraz Jego praw.
Święty Benedykcie, patronie Europy, który nie zapominasz o niej nawet wtedy, gdy z własnego wyboru pogrążona jest w mrokach niewiary i duchowej śmierci, wstawiaj się za nami przed Bogiem, abyśmy nie ustali w naszych wysiłkach i swoim świadectwem odważnie pokazywali, na jakich fundamentach trzeba budować europejską przyszłość.
Słowo usłyszane przed chwilą kieruje naszą myśl ku Bożemu wybraniu, powołaniu, posłaniu. Na pewno takimi posłanymi było tych Dwunastu, którzy mieli głosić Dobrą Nowinę. Otrzymali oni konkretne wskazania, jak postępować. Zostawmy jednak ten fragment jakby w tle naszych rozważań, a skupmy się dzisiaj na wyjątku z Księgi Amosa. By lepiej zrozumieć sytuację proroka, warto nakreślić szerszy kontekst.
Jan Paweł II motywując swoją decyzję o nadaniu Świętej Brygidzie ze Szwecji tytułu współpatronki Europy, wskazywał na świętość jej życia w rodzinie, w Kościele i w społeczeństwie: Ogłaszając ją współpatronką Europy, pragnę ją przybliżyć nie tylko tym, którzy zostali powołani do życia zakonnego, ale także tym, którzy są powołani do zwykłych zajęć świeckiego życia w świecie, a przede wszystkim do tak szczególnego i zarazem wymagającego zadania, jakim jest powołanie do życia w chrześcijańskiej rodzinie (SA 4).
„Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco!” – Jakże wakacyjnie brzmią te słowa Pana Jezusa. Skierował On je do apostołów, którzy wrócili z posługi głoszenia słowa Bożego. I Pan Jezus zapewne zauważył ich zmęczenie. Choć oni sami byli pełni zachwytu wobec dokonanego dzieła. My też pewnie przeżywamy często radość, satysfakcję z wykonanej pracy, przeprowadzonego remontu, który kosztował dużo nerwów i wyrzeczeń. Ale w ostateczności efekt przyniósł nam zadowolenie. Ale na drugi dzień może odczuliśmy zmęczenie. Dlatego dobrze jest sobie przypomnieć, że odpoczynek to nie przywilej, ale obowiązek.
Dzisiejszy patron – św. Jakub Apostoł, który został powołany przez Jezusa razem ze swoim bratem św. Janem przy łowieniu ryb, pokazuje nam, że Jezus z zaufaniem powołuje do swojej służby także ludzi prostych, bez tytułów, nieobdarzonych ziemskimi zaszczytami, i jest gotów powierzać im ważne oraz odpowiedzialne zadania do wykonania w swoim Kościele – umacniając ich swoją łaską. Także dziś Jezus powołuje prostych ludzi do bycia rodzicami i małżonkami, jeszcze innych do bycia kapłanami i osobami zakonnymi – powierzając im ważne zadania do wypełnienia w życiu i we wspólnocie Kościoła.
Ktoś powiedział: pokusa jest najsurowszym egzaminatorem moralności. Ktoś inny zauważa, że istnieje wiele sposobów, by nie ulec pokusie, lecz najpewniejszy to tchórzostwo. W podobny sposób uczył nas kiedyś nasz prefekt w seminarium, znany dobrze wielu o. Stanisław Kuczek. Kiedyś na konferencji wygłosił zdanie: Bracia, w pewnych sytuacjach tak naprawdę tylko tchórz zwycięża, czyli ten, co potrafi w porę uciec! Jeśli dziś podejmuję temat pokus, to może również dlatego, by mieć świadomość kiedy, w jakim momencie już pora uciekać. Dokąd? Najlepiej do Tego, który przezwyciężył pokusy wszelki.
Chrystus nie przeszedł burzą przez ten świat. Nie zadowolił tych wszystkich niecierpliwych, którzy modlili się słowami Syracha: Zmiłuj się nad nami, Panie, Boże wszystkich rzeczy, i spojrzyj, ześlij bojaźń przed Tobą na wszystkie narody. […] Wzbudź gniew i wylej oburzenie, zniszcz przeciwnika i zetrzyj wroga! Przyspiesz czas i pomnij na przysięgę, aby wysławiano wielkie Twoje dzieła. Ogień gniewu niech strawi tego, kto się ratuje, a ci, którzy krzywdzą Twój lud, niech znajdą zagładę! (Syr 36, 1; 6-8)
Kiedyś dzieliłem się już moim doświadczeniem braku poszanowania dla chleba, dla mnie, chłopaka ze wsi, bardzo bolesnego. To czas mojego pobytu w internacie, czasy gierkowskie, gdy nam się ponoć lepiej żyło. Kierownik internatu, spostrzegłszy kiedyś walające się na korytarzu kromki chleba, pod naszą nieobecność zrobił przegląd pokoi. Zebrał wszystek suchy chleb i wystawił kilka wielkich koszy z odpowiednim komentarzem w holu przy wejściu. Nam zaś za karę kazał nauczyć się na pamięć wiersza Norwida. Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi... „Moja piosnka”.