W miesiącu listopadzie w sposób szczególny mamy pamiętać, że nie od rzeczy pewnie będzie zapytać, czy naprawdę dla mnie osobiście tak ważna jest ta sprawa – życia wiecznego i zmartwychwstania. Nie od rzeczy również będzie zadawać sobie odważne pytanie – po co tak naprawdę idę na cmentarz w uroczystość Wszystkich Świętych czy w następne dni. Czy choć raz przywołujesz Jezusowe słowa: Ja jestem zmartwychwstanie i życie. Każdy, kto we mnie wierzy nie umrze na wieki?
Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi celnik (Łk 18, 10) – tak zaczyna się przypowieść opowiedziana przez Jezusa w dzisiejszej Ewangelii. Na początku trzeba powiedzieć, że celem przypowieści nie jest krytyka faryzeuszy, ale raczej krytyka postawy, która jest daleka od ewangelicznej nauki o miłości bliźniego i wyraża się w pogardzie wobec innych. Prawdą biblijną jest to, że każdy przed Bogiem jest grzesznikiem i od każdego Bóg oczekuje nawrócenia, aby go doprowadzić do zbawienia.
Wspominamy Wszystkich Świętych, którzy osiągnęli niebo. Święci żyją także między nami. Błogosławieni będziemy, jak to podkreśla Ewangelia, ale i błogosławieni możemy być już teraz. Wszystko, co nas aktualnie spotyka w życiu, możemy przeżywać w perspektywie życia wiecznego, w którym już jesteśmy zanurzeni. Są między nami cisi, pokorni, czystego serca, pragnący sprawiedliwości i miłosierdzia, nie przez szumne deklaracje, ale przez proste, zwyczajne i święte życie.
Zmarli poprzedzili nas w drodze do niebieskiej ojczyzny. Odeszli jak i kiedyś my odejdziemy. Jesteśmy do nich podobni. Tylko, że my jeszcze w drodze, jeszcze życie mamy w swoich rękach. Jeszcze tak wiele możemy uczynić, nade wszystko więcej kochać Boga, miłować siebie i drugiego człowieka, nie szukać tego, co tylko czasowe, ale tego, co w górze. Każe nam dzisiaj cmentarz spojrzeć w niebo. I zapytać słowami pełnej nadziei piosenki: Powiedz: czy ty Jezusa znasz? Powiedz: czy szczęście wieczne masz? (…) On ci swój pokój, szczęście da! Wieczność da… Wieczny odpoczynek – tym, których dziś wspominamy – racz dać Panie.
W Dzień Zaduszny oprócz płaczu i żałoby, chcemy umocnić też naszą wiarę. Cmentarz ma stać się miejscem uwierzenia w Jezusa. Tak było w przypadku Żydów, którzy przyszli na grób Łazarza. Wielu więc spośród Żydów przybyłych do Marii, ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego. Największą odpowiedzią, jaką dziś damy naszym zmarłym, stojąc nad ich grobami, będzie uwierzenie w Jezusa, pogłębienie jeszcze bardziej naszej wiary.
Czas ma to do siebie, ma tę cechę charakterystyczną, że nieubłaganie płynie, ucieka, przemija bezpowrotnie. I w tej rzeczywistości, w tej atmosferze, wrzesień przyniósł wspaniałą polska jesień, jakby małe wynagrodzenie za nie do końca udane lato, nie zauważalnie na kalendarzu pojawiła się kartka październikowa, z pierwszymi przymrozkami i niby czas biegnie ciągle tak samo a tu już niespostrzeżenie ponownie jak co roku nadszedł miesiąc listopad, który obdarowuje nas swoją zadumą, smutną, ponurą, deszczową aurą narzucając nam nastrój refleksji na temat przemijania naszego życia. ma to do siebie, ma tę cechę charakterystyczną, że nieubłaganie płynie, ucieka, przemija bezpowrotnie. I w tej rzeczywistości, w tej atmosferze, wrzesień przyniósł wspaniałą polska jesień, jakby małe wynagrodzenie za nie do końca udane lato, nie zauważalnie na kalendarzu pojawiła się kartka październikowa, z pierwszymi przymrozkami i niby czas biegnie ciągle tak samo a tu już niespostrzeżenie ponownie jak co roku nadszedł miesiąc listopad, który obdarowuje nas swoją zadumą, smutną, ponurą, deszczową aurą narzucając nam nastrój refleksji na temat przemijania naszego życia.
Kiedy dziś stajemy i czynimy refleksję nad przemijalnością ludzkiego życia, nad tym, że kiedyś nasz ziemski dom rozpadnie się i zostanie „puste miejsce przy stole”, to podziękujmy Jezusowi za nowe miejsce, za nowy dom nie ręką ludzką uczyniony. W cichej modlitwie prośmy Boga, by nasi zmarli, którzy opuścili doczesny dom, nie byli na wieki bez domu, by nie zostali potępieni. Wypraszajmy dla nich miłosierdzie Boże.
W każdym z nas jest taki obszar życia, w którym jesteśmy jak Zacheusz. W naszym patrzeniu na siebie, na świat. W naszych relacjach z bliskimi i tymi, którzy nie są nam bliscy, ale nie możemy bez nich się obejść i co najważniejsze w relacji z Bogiem. Nosimy w sobie, jakieś zranienie, kompleks, lęk... coś, co sprawia, że musimy walczyć o pozycję, o bycie zauważonym, budować prestiż, biec do przodu, aby o krok wyprzedzać innych, wspinać się na sykomorę własnych osiągnięć, wyników finansowych, tytułów naukowych i zawodowych. Jesteśmy w sytuacji Zacheusza.
Chorych nawiedzać – to kolejny temat, nad którym przychodzi nam się zatrzymać. Kiedyś, gdy technika nie była aż tak rozwinięta i kontakty były bardziej osobiste niż wirtualne, gdy dziecko zachorowało i było nieobecne w szkole, koledzy, koleżanki odwiedzali, opowiadając, co w szkole, przynosząc zeszyty, by przepisać to, co było na lekcjach, aby zaległości nie rosły. Dziś jest łatwiej, bo komórki, bo maile, profile społecznościowe i… nie ma czasu na osobiste wizyty.
Domem naszych modłów, domem Bożym jesteśmy my sami. Jeżeli my sami jesteśmy domem Bożym, przeto na tym świecie buduje się po to, byśmy przy końcu świata zostali uświęceni. Budowla, budowanie wymaga pracy, poświęcenie zaś przynosi radość – św. Augustyn.