Warto dbać o swoje zdrowie fizyczne, warto ćwiczyć kondycję itd., ale nie wolno nam zapomnieć także o tym, żeby rozwijać nasze życie duchowe, życie Boże w nas. Trwanie w grzechu może doprowadzić w konsekwencji do czegoś poważniejszego, do utraty życia wiecznego z Bogiem.
Każdy z nas doświadcza takich sytuacji, gdzie jest tragedia grzechu, przepaść zdrady, gdzie jest niewierność… Jednak obyśmy potrafili usłyszeć delikatne wezwania miłości Bożej, gdy nasze kroki zaczynając zmierzać w niewłaściwym kierunku. Obyśmy umieli odczuć czułość Bożych napomnień. Zanim nie będzie za późno.
Miłość Boża nie wzdraga się wejść tam, gdzie już człowiek zamknął dla niej drzwi, sięgnąć nawet dna piekła, byle tylko jeszcze raz okazać czułość, ufając wbrew jakiejkolwiek nadziei... Judasz jest zdeterminowany delikatnością miłości Jezusa. Poczucie zawodu sprawia, że nie chce mieć nic wspólnego z tym, którego jeszcze raz, za kilka godzin, w Ogrodzie Oliwnym nazwie, już po raz ostatni, swoim Mistrzem.
Czasami i my sami odrzucamy Boga, bo nie jest taki, jakiego Go sobie wyobrażamy, Bóg nie przystaje do naszych marzeń czy życzeń. Błogosławieństwo Boże utożsamiamy często z czymś przyjemnym, co wydaje się tylko dobre. Błogosławiony, to według nas nie tylko człowiek szczęśliwy w rozumieniu biblijnym, ale to przede wszystkim ktoś zdrowy, bogaty, cieszący się codziennym życiem, doznający jedynie wszelkich życiowych przyjemności.
Bóg z tego, co złe, potrafi wyprowadzić dobro. Kiedy człowiek popełnił grzech pierworodny, Bóg Ojciec obiecał Odkupiciela. Kiedy człowiek obiecanego Odkupiciela odrzucił, skazał na śmierć i zabił, Bóg wyprowadził z tego nadzieję zbawienia dla wszystkich, bo Jezus zmartwychwstał. Bóg jest wszechmocny, dla Niego nie ma spraw niemożliwych.
Ostatni obraz naszego „Tryptyku miłości i zdrady” nie jest obrazem przegranej. Jest krzykiem miłości Boga, która nie cofnie się przed niczym. W rozpiętym na krzyżu Synu Bożym odda wszystko, do ostatniej kropli krwi, do ostatniego oddechu, do ostatniego jęku samotności i opuszczenia, żeby uratować człowieka. odbudowującej straconą godność.
Rozpoczynające się dziś Triduum Paschalne jest nam w swej głębokiej treści bardzo potrzebne, byśmy nie zamykali się – i siebie wzajemnie – w ciasnych ramach, wyrażanych jedynie językiem norm. Jezus Chrystus przypomina, o co tu chodzi naprawdę – o miłość, a dokładnie – według Ewangelii – o miłość do końca.
Dziś liturgia każe nam patrzyć na krzyż, aby prowadzić nas w głąb tajemnicy odkupienia. Nasze spojrzenie ukierunkowane jest przez słowo. Patrzymy na krzyż po tym, jak wysłuchaliśmy opisu Męki Pańskiej. Jezus żył ze wzrokiem utkwionym w tej właśnie godzinie. Ta godzina była zapowiadana przez proroków, przygotowywana. To godzina krzyża – szczególnego sposobu objawienia prawdy o Bogu, który dobrowolnie oddaje życie z miłości do grzesznika, objawia swą miłość w najbardziej radykalnej formie.
Tej wyjątkowej nocy, zaiste błogosławionej, jak ogłosiło nam starożytne orędzie paschalne Exsultet, na naszych wierzących oczach, Jezus bierze samą śmierć w swoje przebite dłonie i przemienia noc zdrady każdego Judasza wszystkich czasów w noc wierności Boga wobec człowieka.
Od wielkanocnego poranka grób Jezusa jest naprawdę pusty. Jest pusty – nie dlatego, że ktoś wykradł Jego martwe ciało, ale dlatego, że Bóg wskrzesił Go trzeciego dnia (Dz 10, 40). Ukrzyżowany zmartwychwstał! Nie zatrzymała Go w grobie ani śmierć, ani głaz, którym przywalono wejście do grobu, ani pieczęcie, ani straże... Złamał moc śmierci, wyszedł z grobu, żyje i obdarza życiem.