Konsekwencją bycia kształtowanym przez Boga jest świadomość, że Bóg jest jedyny – On jest największą miłością, jaką spotykamy. W Jego miłości zyskujemy swoją prawdziwą tożsamość, świadomość tego, kim jesteśmy. To bardzo ważne, ponieważ bez tego człowiek dryfuje na falach okoliczności i ludzkich opinii. Istnieje tylko jeden sposób miłowania Boga – całym sobą. Bóg chce całego naszego serca, całej duszy, całego umysłu i całej życiowej mocy. Czy naprawdę chcemy kochać Boga tak, jak mówi Jezus: w sposób całkowity i bezwarunkowy? Czy raczej ulegamy połowiczności i kompromisom? Co najbardziej osłabia naszą miłość do Boga? Bóg nie chce części naszego serca, ale całe serce. Chce, żebyśmy byli świadomi, że to On daje siłę, nadaje sens życiu. Dlaczego wymaga od nas takiego oddania? Bo wie, że potrzebujemy Jego miłości. Bóg chce wskazywać nam bezpieczną drogę. Chce oszczędzić nam zranień i błądzenia po omacku.
Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni – dziękczynienie faryzeusza wypływa z porównywania się z innymi. Nie patrzy w serce Boga, patrzy na swoje czyny i na zasługach opiera swoją wartość. Fizycznie jest blisko Boga, przystępuje do Boga ze śmiałością, ale sercem jest daleko. Pozorne jest jego uporządkowanie przejawiające się w zewnętrznej poprawności. Tak naprawdę jego serce jest niespokojne, niepewne, ciągle szukające potwierdzenia. Faryzeusza nie interesuje poznanie Boga, ale badanie poziomu własnej doskonałości i czerpanie satysfakcji z tego, że nie jest taki jak inni. Owszem nie jest taki jak inni, ale nie jest też sobą, nie odkrył swojej prawdziwej tożsamości, nie przeżył spotkania z miłością. Wciąż tkwi w przekonaniu, że na miłość trzeba zasłużyć. Wylicza przed Bogiem swoje czyny, swoje zasługi i nie pozwala napełnić serca. Cieszy się, że nie jest „tym gorszym” i nie przeczuwa, że Bóg właśnie w „tym gorszym” ma upodobanie.
W dzisiejszej Ewangelii czytamy o ślepocie człowieka niewidomego od urodzenia oraz o ślepocie faryzeuszy. Bardzo smutną sprawą jest ślepota fizyczna, zwłaszcza, jeśli jest udziałem człowieka od urodzenia. Człowiek niewidomy nie może cieszyć się oglądaniem otaczającego go świata, kochanych osób, kwitnących krokusów i budzącej się do życia przyrody. Takiego właśnie człowieka spotyka Jezus i lituje się nad nim. Uzdrawia go i przywraca mu wzrok. Lecz Jezus chce uzdrowić nie tylko cielesne oczy niewidomego. On chce, by również oczy jego serca zostały uzdrowione. To błoto, które nakłada mu na oczy, jest zapewne symbolem wszystkiego, co ciąży człowiekowi na duszy.
Jezus w dzisiejszej Ewangelii uczy nas „twórczego marnowania”. To, co dla nas może wydawać się marnotrawstwem, dla Boga jest wielkim darem. Niech Wielki Tydzień uczy nas, jak dla Boga tracić to, co tylko materialne, aby zdobyć największy skarb, czyli miłości i relację z Jezusem.
Dziś szczególnie naszą uwagę zwracają postacie Judasza i Piotra. Akcja rozgrywa się w czasie wieczerzy. Jezus mówi o zdradzie, która w niedługim czasie ma się dokonać. Jego słowa: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeden z was Mnie zdradzi, sprawiają, że apostołowie spoglądają na siebie. Jednak ich wzrok nie skupił się na Judaszu. Nawet gest podania Judaszowi kawałka chleba nie sprawił, że zdrajca został zdemaskowany.
Tragiczna jest historia jednego z dwunastu apostołów. Mógł zostać świętym, a został zdrajcą; był przyjacielem, a stał się wrogiem. Świętość od grzechu, jak widzimy, oddzielona jest cienką granicą. Bo można być tak blisko Zbawiciela, a mimo to, można potraktować Go jak przedmiot, który da się sprzedać i o który można się targować.
Dziś w Wielki Piątek weźmy do ręki Krzyż Święty – ten, który wisi na ścianie naszego domu, mieszkania. Popatrzmy na Chrystusa opuszczonego niemal przez wszystkich i z wiarą i miłością ucałujmy Go, przytulmy do piersi – bo w Nim jest nasza nadzieja i nasze zwycięstwo. Po nocy Wielkiego Piątku przychodzi poranek zmartwychwstania, którego z utęsknieniem wyczekujemy.
Dziś święto Katedry św. Piotra Apostoła. Katedra św. Piotra – czyli dosłownie krzesło, na którym zasiada biskup Rzymu – przypomina, że Chrystus powierzył mu urząd swojego zastępcy na ziemi. Wiara św. Piotra jest skałą, na której Chrystus zbudował swój Kościół, a papieże oraz wszyscy inni pasterze, tj. pozostali biskupi i ich współpracownicy, a więc kapłani (prezbiterzy) i diakoni, mają być pasterzami według Serca Jezusa. To jest warunek skuteczności ich posługi oraz najlepsza droga do rozwoju Kościoła – być dla wspólnoty jak Jezus, Dobry Pasterz. Mają być dobrym przykładem dla stada.
Dzisiejsze Słowo Boże pokazuje jak można być blisko światłość życia i dalej kroczyć w ciemności swojej niewiary. Przy tym można odrzucić Boga, Jego prawdę i Jego miłość. Bo żadne argumenty nie potrafią człowieka przekonać do prawdy, jeśli sam tego nie będzie chciał. Przykładem jest tego zachowanie faryzeuszy. Są świadkami cudów Jezusa, słyszą jego naukę, która rozświetla mroki życia i jest płomieniem nadziei. Oni jednak nawet nie wchodzą w dialog z Jezusem, aby zrozumieć słowa Jezusa. Od razu odrzucają Jezusa zarzucając mu, że jego świadectwo jest nieprawdziwe.
Przybliżamy się coraz bardziej do przeżywania w liturgii największych tajemnic naszej wiary. W tym roku będzie to na pewno szczególne przeżycie, skoro zamiast tłumów ludzi będą jednostki. Słowo Boże coraz bardziej natarczywie przypomina o tym, co nadejść miało. Drzewo hańby i drzewo życia zarazem. Pokonany, a jednak zwycięzca! Zwycięzca, a ostatecznie przegrany.