Rozpoczęliśmy Adwent, a zatem czas w drogę wyruszyć. Na spotkanie Przychodzącego!Psalmista uradował się, gdy mu powiedziano – „pójdziemy do domu Pana”. Zapewne niejeden z nas musiałby sobie zadać pytanie, czy z równie wielką radością wchodzę teraz, dziś do świątyni Pana. Tam, gdzie On wciąż jest obecny choć utajony. Potrzebna nam tu wiara podobna do wiary setnika z Kafarnaum. Nic zatem dziwnego, że pochwała Jezusa nie była tylko pustym słowem. Sługa odzyskał zdrowie.
Motywem przewodnim dzisiejszej Liturgii Słowa jest radość. Tym razem Jezus rozradował się w duchu. Z tej radości popłynęła modlitwa uwielbienia. I to za co? Za to, że Bóg, jako dobry Ojciec dostrzega również małych i prostaczków.Boimy się nieco tego ostatniego słowa, bo kojarzy nam się z prostakiem. A to na pewno nie jest pochlebne określenie. Niestety możemy dostrzec dziś w świecie wiele takich prostaków, którym wydaje się, że bez Boga potrafią zaprowadzić prawdziwy ład i pokój na świecie.
Adwent to nie tylko oczekiwanie na Boże Narodzenie. To ukierunkowanie naszej myśli na ostateczne przyjście Jezusa. Dlatego nawet jeśli teraz przechodzimy przez rozmaite ciemne doliny, doświadczamy wielorakiego zła, to jednak nie upadamy na duchu. Dlaczego? Bo jesteśmy w tym tłumie, który wiernie trwa przy Jezusie słuchając Jego słowa. Jednocześnie wciąż na naszych oczach dokonuje się cud rozmnażania chleba, którym karmi nas, byśmy nie ustali w drodze.
Mamy wybudować gmach naszej doskonałości, naszej świętości. I bardzo ważne jest na czym budujemy, jakie zakładamy fundamenty, jakie stawiamy obronne mury.Oby tym fundamentem był Bóg i jego przykazania.Oby tym fundamentem był Jezus i jego Ewangelia.Oby tym fundamentem były nie tylko słowa, ale faktyczne pełnienie woli Bożej.
Iluż z wierzących w Chrystusa nic nie robi, gdy wrogowie profanują znaki i miejsca święte!Iluż z wierzących w Chrystusa nic nie robi, gdy wrogowie niszczą rodzinę i deprawują dzieci!Iluż z wierzących w Chrystusa nic nie robi, gdy wrogowie Kościoła starają się ośmieszyć, pomniejszyć autorytet pasterzy!
Być może przyjdzie nam gorzko zapłakać nad stanem naszych rodzin, naszej Ojczyzny. Być może znowu da nam Pan chleb ucisku i wodę utrapienia. Dlaczego? Bo nie za bardzo chcieliśmy słuchać głosu, który nam podpowiadał: „To jest droga, idźcie nią”! Wybraliśmy swoje ścieżki, które wyprowadziły nas na manowce.
Powiedzcie małodusznym…, odwagi! Mimo, że wydaje się, iż zło nas zalewa – Pan jest ponad tym.Mimo, że wydaje się, iż nie poradzimy sobie w życiu – Pan gotów wesprzeć. Mimo, że wydaje się, iż ciemności nas całkowicie pochłoną – Pan jest naszą światłością.
Tylko prawdziwie kochające serce potrafi bardziej cieszyć się tą jedną, zaginioną, a odnalezioną niż tymi, co zawsze w stadzie, przy Pasterzu. Nie oznacza to oczywiście, byśmy odchodząc ryzykowali zagubienie po to, by po odnalezieniu radości przysporzyć. Ryzykant może się przeliczyć i na wieki przepadnie na tych bezdrożach i pustkowiach, gdzie wyschła trawa, gdzie zwiędły kwiaty, gdzie brak wody łaski.
Któż z nas nie wie co to słabość, znużenie, zmęczenie? Ci co szli kiedykolwiek w pielgrzymce znają to uczucie. Tym co przemierzali górskie szlaki to doświadczenie też nieobce. Są takie chwile, gdy wydaje się, że już ani kroku dalej nie potrafię zrobić.
Gdy wokoło pustynia i ruina, trudno się nie bać. Mamy w oczach spustoszenia po cyklonie na Filipinach. Gdy śmierć zagląda w oczy, trudno nie odczuwać trwogi. Gdy niewola zagraża, trudno się nie lękać. To wszystko było udziałem Izraelitów, co prawda nie bez ich winy. Teraz jednak przychodzi z pomocą Bóg, nie lękaj się, nie bój się. Ja cię wspomogę, Ja cię podniosę, Ja cię uwolnię.